Po wszystkich
egzaminach w czerwcu, naszła mnie ochota na napisanie czegoś lekkiego i tak oto
wpadłam na pomysł stworzenia takiego porównania. Skoro pojawiły się u
mnie recenzje obu seriali o Wiedźminie to, czemu by ich ze sobą nie zestawić,
bo choć dzieli ich wiele lat to zalety i wady są momentami łudząco podobne. No
i w sumie fajnie byłoby się dowiedzieć czy ktoś podziela moje zdanie i odczucia
a może wręcz przeciwnie.
Geralt
Na początek idzie
oczywiście nasz główny bohater – Geralt. Na dźwięk tego imienia większość z nas
(w tym i ja) ma przed oczami postać wykreowaną przez CD Red Projekt. Trudno się
temu dziwić – jest świetna. Tym razem jednak musimy przyjrzeć się postaciom
odegranym przez Henry’ego Cavilla i Michała Żebrowskiego. Obaj panowie wcielili
się w Geralta z Rivii. Tyle, że jednemu wyszło to lepiej. Mam tutaj na myśli
Żebrowskiego, który zaprezentował w serialu idealnie wyważone połączenie
mutanta i człowieka. Geralt był genialnym wojownikiem i zabójcą potworów jednak
przez jego „niepełną” przemianę ostała się w nim ludzka cząstka. Tych ludzkich rozterek
zabrakło mi właśnie u Cavila. Przedstawił on Geralta jako gburowatego osiłka,
którym przecież do końca nie był. (Dodatkowo Henry momentami wyglądał jak jakiś
„goryl z siłowni na sterydach”.) Biały Wilk niejednokrotnie polegał na swojej
zwinności, sprycie i spostrzegawczości. Myślał inaczej niż reszta wiedźminów,
miewał wątpliwości. To czyniło go wyjątkowym a Michał Żebrowski potrafił to
zagrać. Dlatego właśnie polski Geralt jest autentyczniejszy (a ja po prostu
lubię zgodność z pierwowzorem).
Yennefer
Czarodziejka, która w
wersji od Netflixa stała się jedną z głównych bohaterek serialu,
„dopowiedziano” jej przeszłość i wyszło to całkiem fajnie. Choć początkowo
byłam sceptycznie nastawiona do „pani z chupa chupsem”, tak po obejrzeniu kilku
odcinków jej wątek okazał się całkiem ciekawy. Niestety późniejsze odcinki
(chyba tak od 5) trochę zawiodły, były nudnawe i zbyt sztywne momentami. Nie
spodobało mi się również to, że Yen nie wyrosła ze swojej impulsywności czy
zapalczywości. Czarodziejka w książkach była raczej opisywana, jako osoba spokojna
i wyrafinowana, a momentami wręcz zimna. Taką Yen mamy właśnie w polskim
serialu. Nie odgrywa ona tam aż tak ważnej roli, skupiono się głównie na jej
relacji z Geraltem, ale z charakteru bardziej przypomina swój książkowy
pierwowzór. Jeżeli patrzylibyśmy przez pryzmat sagi to Grażyna Wolszczak byłaby
idealną Yennefer, jednak musze przyznać, że ta nutka „inności” Anya Chalotra też
jest fajna.
Ciri
Jednym z ważniejszych
wątków serialu jest więź Geralta z Ciri i prawo niespodzianki, od którego to
wszystko się zaczęło. Gdy oglądałam ponownie serial od TVP zaskoczyło mnie to
jak bardzo rozwinięty jest ta historia i to w tak dobry sposób. Od ich
poznania, przez przypadkowe spotkanie, do zakończenia, przy którym ryczałam jak
głupia (choć przecież dobrze wiedziałam jak to się skończy). Marta Bitner,
która wcieliła się w księżniczkę była młodziutka. Trudno, więc od niej wymagać
jakiejś spektakularnej gry aktorskiej, jednak dziewczynka miała w sobie jakąś
taką dziecięcą radość, przez którą sceny z nią były po prostu urocze. Ciri w
Netflixie jest ciut starsza, a mimo to bardziej bojaźliwa. Nie do końca rozumiem,
dlaczego jest ona jedną z trzech głównych postaci serialu, skoro przez
większość czasu tylko biega. Naprawdę sceny biegającej po lesie Ciri były nużące
i nie będę ukrywać, że większość z nich przewijałam. Jedyną ciekawie zrobioną
jest ta „początkowa”, gdzie księżniczka ucieka z miasta przed Nifgardczykami.
Zresztą dialogi również nie zachwycają, momentami są mega sztywne i
niepotrzebne, tak jakby ktoś na siłę chciał rozszerzyć jej watek nie mając przy
tym żadnego pomysłu. Jednak najbardziej absurdalną rzeczą jest dla mnie spotkanie
Ciri i Geralta w ostatnim odcinku. Netflix stworzył „emocjonalne zakończenie”,
które pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Bohaterów łączy, co prawda prawo
niespodzianki, ale nic po za tym. Nigdy się nie spotkali, nie rozmawiali, nawet
nie widzieli a wpadają sobie w ramiona jak starzy przyjaciele. Jak się
rozpoznali – nie wiem. Wiem natomiast to, że tutaj polski serial wygrywa na
całej linii.
Jaskier
Bard to postać w
„Wiedźminie”, która odegrała niemałą rolę w życiu głównego bohatera. I choć
fizycznie Joey Batey lepiej wpasowuje się w książkowe opisy tak moje zdanie
dotyczące gry i roli Jaskra w serialu jest zbliżone do tej o Geralcie. Netflix
pokazał (albo raczej starał się pokazać) zabawną stronę relacji wiedźmina z
bardem – wyszło to, co prawda na poziomie gimnazjalistów no, ale gusta są różne
i może to kogoś śmieszyć – ale tak poza tym relacja Jaskra z Geraltem jest dość
nijaka, wręcz płytka. Brakowało mi tutaj rozmów o życiu, smutku i miłości, które
polski serial zawarł. Przyjaźń barda z wiedźminem to nie tylko wygłupy i
docinki (choć i one w polskiej wersji wyszły lepiej, a na pewno były bardziej
dojrzałe), ale również siła przyjaźni i zrozumienia. W końcu to właśnie Jaskier
był z Geraltem po rozstaniu z Yen, utracie Ciri i wielu innych momentach jego wiedźmińskiej
niedoli. „Pomagał” mu na swoje sposoby. Nie da się również zauważyć, że
Zbigniew Zamachowski o wiele więcej śpiewał. Zdanie „daj grosza wiedźminowi”
jest niczym w porównaniu z „radami Jaskra” czy pięknym „Zapachniało jesienią”.
Reszta obsady
Postacie poboczne to
nieodłączny element każdej produkcji, a nasze „Wiedźminy” w tym przypadku były
do siebie łudząco podobne. Większość z bohaterów epizodycznych zagrała po
prostu przyzwoicie. Oglądając obie wersje odnosiłam wrażenie, że taka Pavetta,
Renfri czy Istredd są wręcz identyczni. Obie wersje trzymały się pierwowzoru i
wyszło całkiem w porządku. Każdy z seriali poległ natomiast przy tworzeniu
jednych z „grup” – Netflix Nifgardczyków a TVP elfów. Przy obu wersjach największy problem był ze strojami, które wyglądały dość „komicznie”. Kolejną „wspólną cechą”
jest fakt, że seriale miały po jednej wyróżniającej się postaci pobocznej. Nenneke z TVP
oraz Calante z Netflixa to genialne zagrane bohaterki. Obie władcze i z humorem (lub
ironią, jak kto woli). Anna Dymna była mi bardzo dobrze znana, ale z ról delikatnych kobiet, więc taka jej wersja była dla mnie niespodzianką. Jeśli zaś chodzi o Jodhi May, która wcieliła się w lwią królową to był po prostu strzał w dziesiątkę. Naprawdę to jak te aktorki odegrały swoje role była dla
mnie niemałym zaskoczeniem. Calante bez wątpienia jest moją ulubioną bohaterką Netflixa.
Potwory
Tu od razu na myśl
nasuwa się Netlfix, w końcu to nowsza produkcja z większym budżetem i
nowocześniejszą technologią, ale do końca tego nie widać… momentami wręcz
Netflix popełnił te same błędy co TVP. Mam tutaj na myśli głównie złotego
smoka, który w obu wersjach jest po prostu zły. Naprawdę nie wiem, co wolę –
bajkowego smoka czy smoka jaszczurkę. Jeden wygląda jak wycięty z bajek dla
dzieci a drugi jak zagłodzony pterodaktyl, który koło smoka nawet nie stał. Oba
seriale poległy również przy historii ze strzygą. W polskiej wersji jest ona
małym kudłatym potworkiem a amerykanie pomylili ją z porońcem. Żadna ze strzyg
nie przypomina strasznego żeńskiego demona ze słowiańskich legend. Także, choć
w Netflixie nie widać „gumowych rekwizytów” jak np. bazyliszek w TVP i momentami
efekty specjalne są przyzwoicie zrobione, tak przy słowiańskich potworach
polegli, a szkoda, bo mogło wyjść lepiej.
Walki
Tutaj zarówno TVP jak
i Netflix zbytnio nie eksperymentowali i starali się rzetelnie odtworzyć sceny
walk. Może w polskim serialu czasami widać „marny budżet” a amerykanie doszczętnie
spartaczyli wizerunek groźnych Nifgardczyków, dając im zbroje z bibuły, ale tak
po za tym w obu przypadkach jest całkiem dobrze. Postacie-wojowników w obu
wersjach są w miarę zgodne z książkowymi opisami. W przypadku samego Geralta
temat jest dość trudny do rozważenia, gdyż seriale postawiły na różne style
walk i „ekwipunki” głównego bohatera. Zdarzają się, co prawda ujęcia, które wydają
się podobne, ale zwykle wiążą się one z akcją książek. Jak dla mnie pod tym
względem obie wersje są dobre i ciekawe.
Kostiumy i
scenografia
Temat rzeka, bo gusta
są różne i każdemu z nas może spodobać się coś innego, jednak są elementy,
które powinny zostać zachowane, zgodne z pierwowzorem. Chociażby słowiańskie
krajobrazy to jeden z największych zalet produkcji TVP. Od początku widać, że
twórcy chcieli oddać „średniowieczny” klimat i udało im się to, bo mam w kraju
wiele pięknie zachowanych zamków (lub ich ruin) oraz skanseny, które
przyczyniły się do powstania świetnych scen w karczmach czy łaźniach. Tego
brakowało mi właśnie w Netflixie. Podróżowanie przez pustynie niespecjalnie
przypadło mi do gustu a niektóre sceny w karczmach czy obozach wydawały mi się
zbyt „idealne”. Wiecie przepych i bogactwo pasowało idealnie do scen zamkowych
w Cintrze, które w amerykańskiej wersji wyszły o niebo lepiej (tutaj polska
wersja dała ciała), jednak momentami scenografia i kostiumy wydawały mi się
zbyt wyrafinowane i czyste. Przy TVP momentami widać taniość, ale i brud czy
„różnice klasowe”. I tutaj mam pewien problem, bo z jednej strony mam elfy
ubrane w koce a z drugiej Geralta w rurkach – obie rzeczy to porażka. Kostium
wiedźmina z Netflixa ewidentnie inspirowany jest grą (jako fanka uważam to za
plus) jednak fakt, że Geralt zawsze jest czysty i idealnie domyty trochę to
psuje. Polska wersja poszła bardziej za „współczesną modą”. W tamtych latach
samurajskie miecze były cool a twórcy to wykorzystali, tworząc walki
inspirowane aikido, co dało fajny efekt. Choć kostiumy niektórych postaci
poboczny są po prostu kiepskie. Za to zbroje Nifgardczyków wyszło TVP lepiej
(choć nie wiem czy dałoby się stworzyć cos gorszego od bibuły w Netflixie). Obie
wersje mają swoje plusy i minusy. Musiałabym podzielić seriale na części, żeby powiedzieć,
które mi się podobały bardziej.
Muzyka
Tu komentarz jest dość
zbędny. Mogę się założyć, że większość z was potrafi zaśpiewać lub chociaż
odtworzyć sobie w głowie fragment ballady śpiewanej przez Zamachowskiego w
polskim serialu a przypomnienie sobie jakiegokolwiek utworu z Netflixa jest
wręcz niemożliwe. Odpowiedź, dlaczego tak jest, jest bardzo prosta. Netflix
nawet nie wysilił się do stworzenia jakiejkolwiek muzyki do filmu, jedyne, co
wymyślił to zdanie „daj grosza wiedźminowi”, które fakt pasuje do serialu
jednak powtarzane bez przerwy przy każdym odcinku zaczyna drażnić i nudzić.
Mnie zaczęło również zastanawiać czy przy tak dużym budżecie nie dało się zatrudnić,
choć jednego kompozytora, który stworzyłby, choć parę piosenek. W końcu tak
zrobił polski serial. Poprosił Grzegorza Ciechowskiego o stworzenie muzyki do
serialu i efekt okazał się powalający. „Rady Jaskra” wykonywane przez
Zamachowskiego świetnie pasują do wydarzeń i rozterek Geralta, a ballady są po
prostu prześliczne. Do dziś słuchając „Nie pokonasz miłości” mam łzy w oczach.
Zakochałam się w tej piosence całkowicie. Nawet osoby, które narzekały na sam
serial przyznawały, że kompozytor spisał się na medal. Co tylko potwierdza
fakt, że Ciechowski był geniuszem a ballady, które skomponował są przepiękne i
warto się z nimi zapoznać (nawet, jeśli nie jest się fanem „Wiedźmina”).
Jeśli popatrzelibyście
na moje recenzje, wyżej (choć niewiele) oceniłam polski serial. Głównie przez
autentyczność, muzykę i lekkość dialogów. Żadna z wersji nie
jest idealna. Dzieli je aż 17 lat (a łączy tragiczny złoty smok). Na dobrego Wiedźmina, który sprostałby wszystkim moim oczekiwaniom będę musiała jeszcze chyba długo czekać.
dla mnie i jedna produkcja i druga jest raczej średnia - mogło być o wiele, wiele lepiej...
OdpowiedzUsuńZgadzam się ^^ każdej brakuje do ideału :)
Usuńniestety... ale cóż... książka, to książka... a film, to film :)
UsuńNo tak ^^
UsuńTego netfixowego Wiedzmina chcial obejrzec moj maz, ale sie nie zorganizowaliśmy
OdpowiedzUsuńNiespecjalnie zachęcam, bo mnie Netflix zawiódł :/
UsuńJakie detaliczne i solidne porównanie. Dobra robota. Zgadzam się z tym, że rozwleczone sceny biegającego dziecka mogą być nudne. Taki zapychacz minut.
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^
UsuńNetflix niby miał większe możliwości ale wcale lepiej nie wypadł. Świetne zestawienie, pozwoliłaś mi przypomnieć sobie wiele rzeczy i faktycznie polska produkcja wypadła nie najgorzej. Chociaż prawdę powiedziawszy Wiedźmin zasługuje na jeszcze lepszą ekranizację :P
OdpowiedzUsuńDzięki ^^ tak Wiedźmin zasługuje na więcej :)
UsuńJestem w mniejszości, która nie lubi Wiedźmina :p
OdpowiedzUsuńSzkoda ale cóż ;)
UsuńCiekawe ujęcie tematu, jednak myślę,że Polskie lepsze, ponieważ gra aktorska jest dużo lepsza, nawet jeśli aktorzy mniej atrakcyjni. A ten smok!
OdpowiedzUsuńCieszę się że tak jak ja wolisz polską wersję ^^ i tak smok :)
UsuńCiekawie i szczegółowo porównałaś polską i zagraniczną wersję filmową książek Sapkowskiego. Sądziłam, że wygra w tych porównaniach zagraniczna ekranizacja pełna rozmachu. Zaskoczenie, wzięłaś pod uwagę kreację bohaterów i niespodzianka:) Oglądałam polską wersję, może uda mi się obejrzeć zagraniczną, jestem jej ciekawa.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa ^^ obejrzyj obie wersje bo jestem ciekawa która Ty byś wybrała ;)
Usuńświetne porównanie, bardzo rzetelne. Na pewno jest on bardzo pomocniczy dla osób, które się jeszcze wahają co zobaczyć pierwsze :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńnie oglądałam żadnej wersji :P wstyd się przyznać, ale czytałam tylko "Krew elfów" i niewiele z tego pamiętam ;)
OdpowiedzUsuńale porównanie super :) Jednak ja myśląc o Wiedźminie mam przed oczami postać Geralta stworzonego właśnie przez CD Red Projekt.
Tak Redzi odwalili kawał dobrej roboty a seriale tak średnio polecam ^^ książki całym sercem :*
UsuńBardzo ciekawe i szczegółowe porównanie. Jeśli chodzi o mój kontakt z obydwoma serialami, polską wersję oglądałam dawno i nie w całości, a tej od Netflixa w ogóle. Niemniej planuję kiedyś to nadrobić. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNadrób to ^^ zwłaszcza polski
UsuńNie jestem fanką tego cyklu, więc ciężko mi się wypowiedzieć :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że to nie lubisz no ale cóż :)
UsuńJa nawet nie jestem w stanie patrzeć na Cavilla w tej blond peruce. Nie widziałam wersji Netflixa i nie planuję jej oglądać. Polskiej nic nie przebije.
OdpowiedzUsuńMnie również Cavil nie pasuje do tej roli ^^ A polski był fajny :)
UsuńNie znam jeszcze żadnej wersji serialu, najpierw chcę przeczytać książki, a dopiero później je obejrzeć. ;)
OdpowiedzUsuńDobre podejście ^^ choć potem możesz się z deczka zawieść bo żadna produkcja nie jest idealna :)
UsuńPrzeczytałam książki i trochę szkoda mi było jak okazało się, że serial Netflix niektóre z moich ulubionych opowiadań potraktował bardzo pobieżnie lub całkowicie pominął. Porwała mnie postać Jaskra, dokładnie tak go sobie wyobrażałam. Jednak bardzo nie pasuje mi Ciri, powinna być nieco młodsza.
OdpowiedzUsuńCzyli nie jestem jedyną która Netflix bardzo zawiódł ^^ z Ciri się z Tobą zgadzam :)
UsuńZnakomite porównanie!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńpo zapowiedziach chciałam zobaczyć ale jakoś brak czasu
OdpowiedzUsuńTak czas ogranicza ^^ ale kiedyś na pewno znajdziesz chwilkę :)
UsuńNie oglądałam jeszcze żadnej wersji. Może netflixową spróbuję.
OdpowiedzUsuńJa bardziej polecam polska :)
UsuńNie oglądałam żadnej wersji. Może skuszę się na netflixową, ale nie wiem.
OdpowiedzUsuńBardziej polecam polską :)
Usuń