„Najwyższa Rada Wampirów poznała wreszcie prawdziwą naturę Neferet, dzięki czemu Zoey i jej przyjaciele nie są już osamotnieni w konfrontacji z rosnącym w siłę złem. Będą jednak potrzebowali wsparcia, bo Neferet nie zamierza poddać się bez walki, a zwarcie szyków okazuje się trudniejsze, niż mogli się spodziewać. Nieodłączne dotąd Bliźniaczki prawie ze sobą nie rozmawiają, a dawny wróg szkoły, Kalona, mimo nieufności wielu osób został mianowany wojownikiem Tanatos. Na domiar złego Zoey traci pewność, czy może ufać swym zmysłom: spojrzawszy przez kamień proroczy na Auroksa, narzędzie w rękach Neferet, zobaczyła coś, czego nie potrafi wyjaśnić samej sobie, a tym bardziej przyjaciołom. Czuje, że zawierzając intuicji, może pokonać zło. Lecz jeśli się pomyli, sprowadzi na Dom Nocy śmiertelne zagrożenie…”
Okrągły dziesiąty tom zaczynamy od perspektywy Lenobii i niestety, ale muszę cofnąć to, co napisałam w poprzedniej części – jej perspektywa zaczyna irytować. Głównie przez to, że traci pogodny ton, a jej historia z przeszłości jest po prostu kiepsko napisana. Autorki powinny albo zrobić całkowitą retrospekcję tych wydarzeń albo skrócić je do dwóch zdań. Dodatkowo nastoletni bohaterowie od samego początku tej część kłócą się między sobą i wyzywają, co naprawdę irytuje. Wydaje mi się, że przy takich wydarzeniach powinni jednak mieć więcej opanowania, na co zresztą zwraca uwagę Tanatos – jedna mądra. Zresztą wampirka śmierci jest jedną z ciekawszych postaci – opanowana, potężna i naprawdę cieszę się, że nie dostaliśmy też jej perspektywy, bo pewnie straciłaby swoją tajemniczość. Z tych lepszych perspektyw pozostaje jeszcze Rephaim i Kalona. Nie wiem, czemu ale odkąd przeszli na dalszych plan interesują mnie te postacie. Jeśli zaś chodzi o naszą główną bohaterkę to muszę przyznać, że się trochę poprawiło, a przynajmniej w drugiej połowie książki trochę… dojrzała, bo o ile nadal narzeka i wspomina to przynajmniej zaczyna coś robić z swoimi darami. Nie mogę też pominąć sprawy czysto technicznej – pojawiają się tutaj pomyłki imion bohaterów z ekipy Zoey oraz dziwna tendencja do odmieniania imienia Aurox na Auroksa. A propos byczka to jego perspektyw jest do cna irytująca i nużąca. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego autorki ciągną jego perspektywę skoro w następnym rozdziale i tak opowie to bohaterom. Myślę też, że nie muszę powtarzać, że perspektywa Neferet nadal zabija akcję i pozbawia jakiegokolwiek zaskoczenia wydarzeniami. Dodatkowo byłam rozczarowana jej nieprzygotowaniem na przyjście Zoey i ekipy – liczyłam na jakiś podstęp. Samo zakończenie tej części też było rozczarowujące.
Ocena: 4/10
Aż się trochę odechciewa sięgać po serię :P
OdpowiedzUsuńJest bardzo nierówna :)
UsuńSzkoda, że ta część nie wypadła lepiej. Mnie kusi ta seria od dawna, może dam jej w końcu szansę. ;)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować - są lekkie i przyjemne w czytaniu po prostu nierówne :)
UsuńKiedyś czytałam podobne książki. Ostatnio wybieram inne tytuły
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńZapowiada się naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń