19 listopada 2019

Recenzja: Karen Miller - Królotwórca, Królobójca – Skażona magia


Zaczęłam czytanie nowej serii od jej preguela… i to był zły początek.
„Setki lat przed wielką Wojną Magów był sobie kraj nieświadomy, że znalazł się na skraju katastrofy… Młoda i porywcza Barl pragnie sprawdzić granice swojego magicznego potencjału. Jednak z powodu surowo przestrzeganej hierarchii społecznej studiować mogą tylko magowie o wysokim pochodzeniu. Barl rozpaczliwie pragnie się uczyć, a ten zapał pcha ją ku buntowi, przez co dziewczyna popada w konflikt z Radą Magów. Okazuje się, że być może już nigdy nie będzie mogła posługiwać się mocą. Wtedy poznaje Morgana Danfeya, członka Rady. Barl i Morgan uświadamiają sobie, że razem potrafią stworzyć niezwykłe nowe zaklęcia. Lecz pokusa, jaką niesie tak potężna moc, obnaża mroczną stronę duszy maga, który wkrótce rzuci kraj na kolana. Skażona magia to opowieść rozgrywająca się w tym samym świecie, co wydarzenia przedstawione w bestsellerowej serii Karen Miller „Królotwórca, Królobójca”.”
Dość obszerny preguel zaczyna się od przedstawienia dwójki głównych bohaterów i ich otoczenia itp. Barl denerwowała mnie od pierwszej strony książki. Zachowywała się jak współczesny rozpieszczony bachor, który położy się na środku sklepu i będzie wrzeszczał i płakał dopóki nie dostanie zabawki, którą przed chwilą upatrzył. Wszyscy uważali ją za utalentowaną szczęściarę, ale jej zawsze było mało. Chciałaby wszystko dostać już, teraz, natychmiast. Na całe szczęście jest jeszcze Morgan. Gdyby nie on prawdopodobnie porzuciłabym tą książkę po kilku rozdziałach. Mężczyzna, co prawda również jest ambitny jednak rozumie, albo stara się zrozumieć innych ludzi i ich racje. Nie jest aż tak egoistyczny jak Barl, a autorka stworzyła z niego ciekawą, mroczną, ale i smutną postać. Jesteśmy świadkami jego przemiany - to jest jedyny atut tej książki. Oprócz tej dwójki są jeszcze inni bohaterowie, którzy jednak nie odgrywają jakiejś znaczącej roli w książce. Po prostu są. Tworzą tło, a szkoda, bo chociażby taki Remmie czy Venette byliby ciekawymi postaciami. Problem książki polega głównie na tym, że codzienne rozmówki, praca, rodzina i kłótnie ciągną się bez końca, spychając akcje na dalszy plan. A w momencie, gdy zaczęło się coś dziać i pełna nadziei myślałam, że moja ciekawość zostanie zaspokojona autorka nagle zaczyna streszczać wydarzenia do minimum. Tak jakby to, co bohaterowie będą gotować na obiad było ważniejsze od pościgu sąsiadów za magami. Zakończenie również nie jest satysfakcjonujące i trochę niechlujne.
Szczerze powiedziawszy preguel niespecjalnie zachęcił mnie do czytania tej serii, więc nie wiem czy będę ją kontynuowała. To po prostu było złe zapoznanie z autorką.
Ocena: 2/10

20 komentarzy:

  1. Ja raczej w ogóle nie będę zapoznawać się z tą serią, skoro druga część jest tak słaba.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że się rozczarowałaś :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że niemiłosiernie bym się przy niej nudziła. To na pewno będzie historia, którą ominę szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że zawiodłaś się na tej książce. Nie planuję jej czytać, ale jeśli wpadłaby mi kiedyś w ręce to pewnie z ciekawości bym przeczytała. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Już myślałam, że będzie pełna magii książka dla mnie a tu takie coś... Raczej sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie skuszę się na przeczytanie, bo zbytnio mnie nie zaciekawiła.
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ołłłł a taka ciekawa okładka... a tak marna treść...

    OdpowiedzUsuń
  8. Może tak nieudolnie autorka próbowała budować napięcie, popadając w szczegóły...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale niska ocena..szkoda, nie bede w takim razie po nia siegac :)
    Pozdrawiam
    https://artidotum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :)