20 czerwca 2019

Recenzja: Kiera Cass - Rywalki


„Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Eliminacji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona. Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać wybraną.  Każda poza Americą Singer. Dla Ameriki Eliminacje to koszmar. Oznacza konieczność rozstania z Aspenem – jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie. Jednak, gdy spotyka, Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, America zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie, o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić…”
„Rywalki” to książka niewątpliwie bardzo oryginalna, gdyż świat, który został w niej stworzony nie może zostać porównany z żadnym innym. Stworzenie klas (hierarchii ludzi) jest strzałem w dziesiątkę. Prosta akcja, lekki język w pierwszoosobowej narracji sprawia, że książkę czyta się bardzo szybo i przyjemnie. Tematem przewodnim książki jest oczywiście znalezienie ukochanej dla księcia. I jak to zawsze bywa w romansach, musi się pojawić ‘czarny charakter’. W tej roli występuje Celeste, którą ja osobiście polubiłam (nie pytajcie, dlaczego lubię złe charaktery w książkach), wprowadziła trochę humoru do książki i niewątpliwie w niej namieszała. Choć w sumie i bez niej główna bohaterka obróciła świat księcia do góry nogami, który chyba pierwszy raz w życiu miał do czynienia z taką dziewczyną jak America. W końcu, która dama bulwersuje się, gdy zwraca się do niej „moja miła”, albo prosto z mostu mówi, że nie chce tu być. Mimo tej oryginalności (chodzi mi o stworzony świat) fabuła przypomina mi trochę wszystkim znaną historię „Kopciuszka”. Biedna dziewczyna zostaje wybrana (idzie na bal), gdzie spotyka księcia, zakochują się w sobie, ale America chce wrócić do domu, do Aspena (ucieka z balu) i tak dalej… chyba nie tylko ja widzę to podobieństwo.
Oprawa graficzna książki jest cudna.  Bez dwóch zdań. Idealnie dopasowana do treści książki. Mogę polecić tę książkę, głównie osobom lubiącym romanse, ale i nie tylko, gdyż pojawiają się tam także inne wątki poboczne, więc poczekamy co będzie dalej.
Ocena: 6/10

14 komentarzy:

  1. Czytałam ją... powiedzmy sobie, że dawno i dla mnie była ok, ale wiesz bez szaleństwa. Co do okładki masz rację jest cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się książka nie jest zła ale wybitna też nie :/

      Usuń
  2. Super recenzja. Niestety książka nie w moim klimacie
    Pozdrawiam
    subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja świetna, ale to już chyba nie mój target wiekowy. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również zakochałam się w okładkach tej serii. I chociażby ze względu na nie chciałabym ją mieć. Niemniej jednak intryguje mnie to porównanie do Kopciuszka. Mogłoby mi się to wszystko spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tę serię w planach, już nawet czeka na czytniku, ale cos nie mogę się zebrać do czytania...

    OdpowiedzUsuń
  6. Te okładki z tej serii są świetne.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :)