12 marca 2019

Recenzja: Saladin Ahmed – Tron Półksiężyca


Pierwszy raz sięgnęłam po arabską fantastykę ( z ową kulturą kojarzą mi się jedynie „Baśnie tysiąca i jednej nocy” a nawet ich nie znam za dobrze). Nie zawiodłam się, choć nie mogę powiedzieć, że to była wciągająca historia.
„Królestwa Półksiężyca stoją na skraju rebelii. Krainą ghuli i dżinów, świętych wojowników i heretyków wstrząsa konflikt pomiędzy rządzącym żelazną ręką kalifem a mistrzem złodziei, Księciem Sokołów. Jakby tego było mało, ludzie zaczynają ginąć w dziwnych, nienaturalnych okolicznościach. Ktoś musi powstrzymać mordercę. Tym kimś ma być doktor Adulla Machslud. Sęk w tym, że ostatni prawdziwy łowca ghuli w wielkim mieście Dhamsawaat jest już zmęczony polowaniem na stwory, najchętniej przeszedłby na emeryturę. Gdy jednak ofiarami mordercy padają członkowie rodziny jego byłej kochanki, sprawa staje się osobista. Wraz z młodym pomocnikiem Raseedem bas Raseedem i obdarzoną niezwykłą mocą Zamią odkrywają, że coś łączy tajemnicze zabójstwa z rodzącą się rebelią – ktoś próbuje zdobyć Tron Półksiężyca.”
Wątek walki dobra ze złem jest powszechnie znany i trochę już oklepany. Jednak fakt, że Adulla jest ‘ostatnim łowcą’ dodaje tej książce smaczku, co by było gdyby zginął (opcja wątpliwa, ale możliwa). Również czyni to sceneria i kultura – dylematy moralne głównie Raseeda. Największym dla mnie minusem tej książki jest wątek miłosny, który jest wprost idiotyczny i nie pasuje mi do całości powieści. Do tego dochodzi mozolność akcji i brak uczuciowości postaci, które wydają się puste w środku. Główni bohaterowie wykreowani są typowo: starszy pan z ciętym językiem znający potężną magię, której nie ma, komu przekazać, jego asystentem jest ‘siłacz’, któremu wydaje się, że złożył śluby czystości, oraz dzikuska z prastarą mocą i zadartym nosem. Do tego znajomi łowcy – czarodzieje – zmęczeni życiem, władca despota oraz oszalały z zemsty czarny mag. Brzmi trochę naiwnie i nudno jednak jest jedna postać, która wykracza poza standardy. Mianowicie Książę Sokołów – taki arabski Robin Hood – którego trudno postawić po jednej ze stron. Nie ukrywa chęci obalenia władcy, ale pomaga biednym, co czyni go postacią nietuzinkową.
„Tron Półksiężyca” nie jest książką, po którą sięgnęłabym ponownie, nie mogę też jednak powiedzieć, że jest zła, gdyż przyjemnie się czyta powieści zawierające inną, nieznaną nam otoczkę kulturową. Szkoda tylko, że jej potencjał nie został lepiej wykorzystany.
Ocena: 6/10


12 komentarzy:

  1. Ta inna otoczka kulturowa w tym gatunku mnie zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Arabska fantastyka - brzmi interesujaco

    OdpowiedzUsuń
  3. Arabska fantastyka faktycznie brzmi interesująco, ale beznamiętny romans który psuje całą otoczkę jednak mnie nie przekonuje.
    Szkoda czasu, na średnie książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety to nie moje klimaty, ocena też średniawa, trzeba szukać innych książek:) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nie podchodzi mi ta pozycja. Tym razem odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam jeszcze okazji czytać książki z tamtych zakątków świata, więc może kiedyś dam jakieś szansę. Ale raczej nie będzie to ten tytuł. Nie zainteresował mnie za bardzo.
    Zainfekowana książka

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :)