Znalazłam ten film przez zwykły przypadek. Zaciekawiona tą okładką włączyłam go… i
wymęczyłam się niemiłosiernie.
„Młody pisarz nie ma natchnienia do tworzenia
nowej powieści. Poza tym nie czuje się dobrze z narzeczoną, dlatego, że
zakochany jest w kobiecie, o której nie wie nawet czy jest jawą czy snem… ”
Na samym początku byłam nim całkiem zaciekawiona. Film ma mroczny klimat, a
rozmazane tło pozwala skupić się na danym elemencie czy scenie – nadaje fajnego
klimatu. Problem tkwi w fabule, która jest praktycznie zerowa. Pisarz cierpiący
na brak weny i niemogący rozróżnić przeszłości od teraźniejszości. Uroił sobie
w głowie, że jego dawna miłość żyje. Takie ciągłe przeskoki z świata realnego
do snu po piątym razie zaczynają już nudzić. A po godzinie filmu dalej nic się
nie dzieje. Nie ma żadnego punktu kulminacyjnego, zwrotu akcji czy…
czegokolwiek. Nie potrafię wymienić niczego, co choćby minimalnie przykuło moją
uwagę. Ba, po tych dwóch godzinach, chyba nawet do końca nie wiem, o czym to
było i jak się skończyło.
Gra aktorska również nie powala na kolana.
Postać szaleńca jest mało przekonująca i denerwująca. Aktorzy wydawali
się wręcz sztywni. Tak jakby nie chciało im się grać w tym filmie. I tak w
sumie to się im nie dziwie.
To był naprawdę ciężki seans.
Ocena: 1/10
Podziwiam, ze wytrwalas do konca
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńPo tej recenzji z pewnością nie sięgnę po tę pozycję. :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze :)
Usuń