15 marca 2019

Recenzja: M


Znalazłam ten film przez zwykły przypadek. Zaciekawiona tą okładką włączyłam go… i wymęczyłam się niemiłosiernie.
„Młody pisarz nie ma natchnienia do tworzenia nowej powieści. Poza tym nie czuje się dobrze z narzeczoną, dlatego, że zakochany jest w kobiecie, o której nie wie nawet czy jest jawą czy snem… ”
Na samym początku byłam nim całkiem zaciekawiona. Film ma mroczny klimat, a rozmazane tło pozwala skupić się na danym elemencie czy scenie – nadaje fajnego klimatu. Problem tkwi w fabule, która jest praktycznie zerowa. Pisarz cierpiący na brak weny i niemogący rozróżnić przeszłości od teraźniejszości. Uroił sobie w głowie, że jego dawna miłość żyje. Takie ciągłe przeskoki z świata realnego do snu po piątym razie zaczynają już nudzić. A po godzinie filmu dalej nic się nie dzieje. Nie ma żadnego punktu kulminacyjnego, zwrotu akcji czy… czegokolwiek. Nie potrafię wymienić niczego, co choćby minimalnie przykuło moją uwagę. Ba, po tych dwóch godzinach, chyba nawet do końca nie wiem, o czym to było i jak się skończyło.
Gra aktorska również nie powala na kolana.  Postać szaleńca jest mało przekonująca i denerwująca. Aktorzy wydawali się wręcz sztywni. Tak jakby nie chciało im się grać w tym filmie. I tak w sumie to się im nie dziwie.
To był naprawdę ciężki seans.
Ocena: 1/10

4 komentarze:

Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :)