„Nie dotykaj miecza. Nie wyjmuj go. Nie otwieraj przejścia. Dwudziestoczteroletnia Saeris Fane potrafi dotrzymać tajemnicy. Nikt nie zdaje sobie sprawy z jej dziwnej mocy, nikt nie wie, że jest złodziejką, która okrada ludzi, a także zasoby Nieumarłej Królowej. Jednak sekrety są jak węzły. Wcześniej czy później zostaną rozwikłane. Kiedy Saeris staje oko w oko z personifikacją Śmierci, niechcący otwiera portal między światami i zostaje zabrana do świata lodu oraz śniegu. Do tej pory znała elfy jedynie z mitów, legend i koszmarów… Okazuje się jednak, że żyją naprawdę, a młoda kobieta wpada w sam środek trwającego od wielu stuleci konfliktu, który może doprowadzić do jej zagłady. Saeris, która jako pierwszy człowiek od ponad tysiąca lat trafia w zaśnieżone góry Yvelii, nieświadomie związuje się paktem krwi z wojowniczym Kingfisherem, który ma własne tajemnice i plany. Postanawia wykorzystać jej moc alchemiczki, żeby chronić swoich bez względu na cenę, jaką przyjdzie zapłacić zarówno jemu, jak i jej.”
Jedna z najgłośniejszych premier tego roku, która wyskakiwała z każdego zakamarka internetu a zwłaszcza TikToka okazuje się klasyczną historią o dziewczynie ze slumsów, która dzięki swej niezwykłej mocy trafia do krainy elfów. Spotyka równie niezwykłego elfiego wojownika z tatuażami, którego (z niewiadomych przyczyn) nienawidzi i pragnie za razem. To jest tak przewidywalna fabuła, że chciałam porzucić książkę na 5 rozdziale (i później jeszcze kilka razy), ale ciekawość względem alchemii wygrała. Trzeba to przyznać sam koncept merkurium jest intrygujący. Problem w tym, że jest to przykład zmarnowanego potencjału, bo poza tą substancją (i postacią Carriona Swifta) nie ma w tej książce nic ciekawego. Główna bohaterka jest kolejną głupią kukłą z wielką mocą i prostackim językiem (aż mnie momentami skręcało z obrzydzenia). Kingfisher jest mrocznym wojownikiem ze szlachetnym serduszkiem. Belikon to okrutny uzurpator chcący zabić Kingfishera. Malkolm jest złoczyńcą dla bycia złym charakterem. Jedynie wspomniana przeze mnie postać Carriona wnosi trochę racjonalności i luzu w tą historię. Naprawdę chciałabym śledzić jego losy zamiast Saeris.
„Quicksilver” to moje największe rozczarowanie romantasy tego roku.
Ocena: 3/10
Szkoda, że książka tak słabo wypadła...
OdpowiedzUsuńNiestety...
UsuńSzkoda, że nie wszystko tu zagrało. Też nie lubię głupich bohaterek.
OdpowiedzUsuńNiestety...
UsuńOminął mnie hype na tę książkę totalnie, ale po przeczytaniu recenzji - nie żałuję.
OdpowiedzUsuńTo dobrze :)
UsuńNie moje klimaty. Szkoda, że książka okazała się rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuńSzkoda ....
UsuńCzytałaś do końca ?
OdpowiedzUsuńSłuchałam audiobooka na przyśpieszeniu :)
UsuńNie czytam tego typu książek, więc nawet nie jest mi żal :p
OdpowiedzUsuńW tym wypadku - dobrze dla ciebie :)
UsuńLubię tego typu książki, ale po Twojej recenzji, raczej po nią nie sięgnę 😉.
OdpowiedzUsuńRozumiem czemu :)
Usuń