„Wszyscy spodziewali się, że Violet Sorrengail umrze w trakcie pierwszego roku w Uczelni Wojskowej Basgiath. Jednak Odsiew był zaledwie pierwszym testem mającym na celu pozbycie się kadetów o słabej woli, niemających szczęścia i niegodnych. Teraz zaczyna się prawdziwe szkolenie i Violet już się zastanawia, jak to przetrwa. Nie chodzi o to, że jest wyczerpujące czy wyjątkowo brutalne albo stworzone do tego, by przesuwać próg bólu kadetów do granic wytrzymałości. Problem stanowi nowy wicekomendant, który postawił sobie za punkt honoru udowodnienie Violet, że jest bezsilna – chyba że zdradzi mężczyznę, którego kocha. Mimo że ciało Violet jest słabsze i bardziej kruche niż innych, dziewczyna wciąż ma spryt… oraz żelazną wolę. A dowództwo zapomniało o najważniejszej lekcji, jakiej nauczył ją Basgiath: jeźdźcy smoków tworzą własne zasady. Niestety w trakcie tego roku sama determinacja nie wystarczy.”
Druga cześć serii Empireum zaczyna się powoli (tuż po zakończeniu pierwszej i spotkaniu Brenanna) i choć nie jestem fanką tak powolnego wstępu, to muszę przyznać autorce, że tym razem lepiej radzi sobie z tworzeniem napięcia i ciągłości akcji. Zdecydowanie druga część jest równiejsza i płynniejsza w czytaniu. Jedynym dużym problemem są przemyślenia bohaterki i jej ciągłe wspominanie / refleksje (nawet w czasie walki, co powinno ją zabić), które wybijają z czytania. Rozumiem tylko wspomnienie Liama, którego śmierć ewidentnie wpłynęła na psychikę bohaterki, zaś wątek Sloane jest nijaki i mógłby zostać zawarty w kilku zdaniach. W przeciwieństwie do wątku Aarica Graycastle, który może i jest trochę naiwny (nierozpoznanie przez profesorów), ale mnie zaintrygował i mam nadzieję, że zostanie rozwinięty w kontynuacji. Ma zadatki na ciekawą postać (o ile autorka o nim nie zapomni). Varrish był ciekawą postacią, ale zakończenie jego wątku trochę mnie rozczarowało (chciałam czegoś więcej). Liczyłam na coś więcej również w zakończeniu całego tomu, choć znajduje się tam element… zaskoczenia, końcówka jest urwana. Relacja głównych bohaterów jest w dużej mierze kliszą drugiej części większości romantasy, choć muszę przyznać, że smuty są tym razem lepsze (nie czułam takiego cringe jak w pierwszej części). Violet w końcu zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, choć nadal jest dość stereotypową bohaterką. Na szczęście sparowana jest z Xadenem, który ma kilka asów w rękawie. Natomiast Tarin to MVP tej części – uwielbiam jego charakter a scena jak z Sgaeyl machali ogonami była przeurocza. Dla takich momentów warto przeczytać tą serię.
Ocena: 7/10
Fajnie, że tak pozytywnie ją odbierasz :D
OdpowiedzUsuńRzadko zdarza się, że kontynuacja jest lepsza od 1 tomu :)
UsuńNie czytałam jeszcze pierwszej części ;<
OdpowiedzUsuńTo polecam nadrobić ^^ zbliża się 3 tom :)
Usuń🩷💛🩷💛🩷💛🩷
OdpowiedzUsuń:)
Usuń