„Zoey Redbird ma poważne kłopoty. Przekazuje Afrodycie kamień proroczy, a sama oddaje się w ręce policji i zrywa kontakty ze swoimi przyjaciółmi. Pragnie ponieść zasłużoną karę, nawet jeśli jej ciało miałoby odrzucić Przemianę i umrzeć. Jedynie miłość najbliższych może ocalić Zoey przed Ciemnością, która zawładnęła jej duszą. Niestety, z mroku wyłania się zło. Neferet ukazuje wreszcie śmiertelnikom swoje prawdziwe oblicze i ogłasza się boginią Ciemności, czyniąc z mieszkańców Tulsy swoich zakładników. W ostatnim tomie cyklu „Dom Nocy” rozgrywa się potężna bitwa pomiędzy Światłem a Ciemnością – walka, która pokaże, kto zostanie wyzwolony, a kto przepadnie na wieki.”
Zaczynamy od aresztowania Zoey i jej przyznania się do bycia idiotką – zaskakująco dobry początek – doceniam samoświadomość. Niestety równie szybko dostajemy ckliwą scenkę, że przecież nie zostawią jej samej na śmierć, bo wszakże jest dobrą osobą a to wszystko wina tego kamienia proroczego. A ja się łudziłam, że historia czymś zaskoczy. Poza kliszową główną bohaterką mamy równie standardowy powrót do Neferet, jako złoczyńcy. Nie zaskakuje niczym, a wręcz rozczarowuje, gdy przyznaje się do wszystkich zbrodni, które mogłaby wykorzystać przeciwko Zoey. Naprawdę szkoda, że autorki uznały, że czarny charakter serii ma być równie głupi, co główna bohaterka. Z tym wiąże się kolejna rzecz – mianowicie większość historii skupiona jest na perspektywie, Zoey i Neferet, przez co książka robi się monotonna i nijaka. Pomijana jest zarówno Stevie, Rephaim a Afrodyta pojawia się właściwie tylko wtedy, gdy potrzebna jest wizja. Szkoda, bo szczerze wolałam te postacie od Zoey, która właściwie tylko czeka i martwi się zamiast coś zrobić. No i tutaj pojawia się mój największy zarzut, co do zakończenia serii – nieprzygotowanie. Naprawdę nie znoszę jak bohaterowie wygrywają tylko, dlatego że dobro musi zwyciężyć i wszystko wychodzi im przypadkiem. Samo uwięzienie Neferet byłoby dobre, gdyby nie fakt, że udaje im się to od tak sobie – po prostu wykorzystują kamień i wszystko ładnie wychodzi. Naprawdę liczyłam, że chociaż w tej ostatniej części Zoey się wykaże skoro tak się na niej skupiono (choć plot twist, że to np. Stevie będzie kluczowa też byłby fajny). Niestety główny wątek zawodzi praktycznie na całej linii. Natomiast o ile podtrzymuje fakt, że historia Kalony (oraz jego rozmowy z Erebem i detektywem w tej części są przyjemne) tak jestem mega rozczarowana zakończeniem jego wątku. Po tym jak wielokrotnie powtarzano, że jest nieśmiertelnym wojownikiem Nyks spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego albo przynajmniej tajemniczego. Niestety zmarnowany potencjał. Jedyną postacią, jaka pozostała ciekawa do końca jest Tanatos. Rytuał, jaki odprawiła w tej części jest najlepszym momentem (możliwe, że nawet całej serii). Podoba mi się, w jaki sposób wykorzystano jej moc i wiedze, przez co cały jej wątek zachwyca.
Zakończenie serii zatytułowane „Wyzwolona” rozczarowuje w większości wątków. A epilog to już całkowita tragedia.
Ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad :)