Książka wydana w 1935 roku – szmat czasu – opowiadająca o życiu Zenona
Zieniewicza, który jest głównym bohaterem. Jest to psychologiczno-filozoficzna
powieść pani Zofii Nałkowskiej, która stała się lekturą szkolną. Wieloznaczny
tytuł książki odnosi się do przekraczaniu granic moralnych, społecznych i
jeszcze wielu innych.
Te granice na okrągło (jedna za drugą) przekracza nasz Zenon i wiecznie
znajduje sobie jakieś wytłumaczenie. To właśnie główny wątek tej książki –
zawodowa i osobista (życiowa) klęska Zenona Ziembiewicza. Autorka w ten sposób
chciała pokazać / zrozumieć, co kieruje człowiekiem w jego życiu, decyzjach,
emocjach i prowadzi do jego upadku. Dlaczego powiela błędy rodziców,
podporządkowuje się ludziom, którymi na dobrą sprawę gardzi i oszukuje samego
siebie. Może i byłoby to ciekawe, gdybyśmy na samym początku książki nie
dowiedzieli się jak skończy Zenon. Jak można się wciągnąć w fabułę skoro zna
się jej zakończenie? (Można powiedzieć, że tym sposobem autorka sama sobie
strzeliła w łeb.)
Sama fabuła powieści też nie rzuca na kolana. Wokół Zenona krążą (głównie,
ale nie jedynie) dwie kobiety – Justyna Bogutówna i Elżbieta Biecka. Z tą
pierwszą miał ‘wakacyjny romans’, gdy służyła w jego rodzinnym domu (tzw.
schemat boleborzański). A w przeszłości tak się zarzekał, że nie będzie taki
jak ojciec. Potem, będąc z Elżbietą nie potrafi zerwać z Justyną (playboy od
siedmiu boleści się znalazł). Jak dla mnie obie te kobiety są po prostu głupie.
Biecka dowiadując się o tym, że ją zdradzał oddaje mu się tej samej nocy, a
Bogutówna do końca wierzyła, że Zenon ją kocha i będzie z nią wychowywał syna.
W takich momentach miałam wrażenie jakbym czytała jakiś denny romans. W całej
tej książce nie było postaci, którą bym, choć trochę polubiła.
Język autorki jest całkiem ‘współczesny’, więc nie czytało się tego aż tak
źle jak początkowo przypuszczałam. Choć nie ukrywam, że momentami przewracałam
kartki czy przelatywałam wzrokiem po tekście. Monotoniczność akcji i brak
jakichkolwiek wciągających scen jest nużący. Wiem, że książka psychologiczna
skupia się na myślach, emocjach itd. bohaterów, ale ileż można. Zwłaszcza, że
jest to lektura a w wieku 17/18 lat (nie pamiętam, kiedy dokładnie ją
przerabialiśmy) nie myśli się o takich rzeczach. Po ‘przeczytaniu’ „Granicy”
raczej nie sądzę, że sięgnę po inną książkę Zofii Nałkowskiej.
Ocena: 2/10
Z własnego oświadczenia, napiszę tylko tyle, że niektóre książki docenia się po latach.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Może tak :)
UsuńA dla mnie to byla jedna z lektur, które dobrze mi sie czytało i nawet przeczytałam do końca (co było cudem w moim przypadku czytania lektur) nawet na maturze pisałam prezentacje o tej książce bo miałam temat szaleństwa i obłąkania :D
OdpowiedzUsuńSuper :)
UsuńTeż nie byłam fanką takich lekur szkolnych :/
OdpowiedzUsuńTo jest nas już dwie :D
Usuń