17 listopada 2025

Recenzja: Richelle Mead – Akademia wampirów – Pocałunek cienia

„Moroje mają zdolności magiczne. Zwykle specjalizują się w jednym z czterech żywiołów — wykorzystują wodę, ogień, powietrze lub ziemię. Lissa stanowiła wyjątek. Pracowała z piątym żywiołem — ducha, o którego istnieniu mało kto słyszał. Moja przyjaciółka posiadała dar uzdrawiania, a nawet wskrzeszania zmarłych. To dzięki niemu nawiązała się między nami szczególna psychiczna więź. Zostałam z nią połączona, nosiłam „pocałunek cienia”. Od czasu, kiedy Rose pokonała w walce strzygi, dręczą ją ponure myśli. Zaczyna widzieć duchy, które ostrzegają przed złem, jakie gromadzi się coraz bliżej bram Akademii. Dziewczynie coraz trudniej tłumić uczucia do Dymitra. Wie, że nie wolno jej pokochać innego strażnika. Ale czasem trzeba łamać reguły… Gdy zaprzysiężony wróg Lissy i Rose, Wiktor Daszkow, stanie przed sądem, napięcie w arystokratycznych wampirzych kręgach sięgnie zenitu. W straszliwej bitwie Rose będzie musiała wybierać między życiem, miłością oraz dwiema najbliższymi osobami… Czy jej decyzja oznacza ratunek tylko dla jednej z nich?”
Trzeci tom „Akademii wampirów” okazał się najciekawszy fabularnie (nie pamiętam czy był moim ulubionym przy pierwszym czytaniu ale obecnie na pewno nim został). Kontynuujemy szkolenie na strażniczkę naszej głównej bohaterki i jej miłosne rozterki, które w tym tomie tracą dramatyzm i stają się przyjemne do czytania. Dostajemy również rozwinięcie wątku mocy ducha i wiążącego się z nim (tytułowego) pocałunku cienia. To głównie dzięki niemu ta część jest bardziej dynamiczna i po prostu ciekawa fabularnie. Ale musi być jakieś ale. W tym wypadku są to przypominajki – jak ja tego nieznoszę! Naprawdę ta książka byłaby o jakieś 50 stron cieńsza gdyby nie zawierała streszczenia dwóch poprzednich tomów. Rozumiem przypomnienie jakiegoś pobocznego bohatera, ale nie fabuły czy innych oczywistości związanych z głównymi bohaterami. Zdecydowanie było tego za dużo i psuło mi to czytanie tego tomu, bo poza tym było naprawdę dobrze.
„Pocałunek cienia” jest świetny fabularnie, szkoda tylko, że zawiera tyle przypominajek.
Ocena: 6/10

02 listopada 2025

Recenzja: Kelsey Hartwell – 11 papierowych serc

Popularna młodzieżówka zachwyca konceptem, ale nie samą treścią.
„Rok temu: Życie Elli było idealne. Miała cudownych przyjaciół i niesamowitego chłopaka. Wszystko się zmieniło w momencie wypadku samochodowego. Kiedy Ella obudziła się w szpitalu, nie pamiętała ani tragicznego wydarzenia, ani tygodni przed nim. Nie rozumiała też, dlaczego zerwała ze swoim chłopakiem. Teraz: Ella zaczyna otrzymywać papierowe serca od tajemniczego wielbiciela. Ten wie o niej zadziwiająco dużo. Serca zawierają wskazówki mające pomóc dziewczynie przypomnieć sobie życie przed wypadkiem. I zabiorą ją w podróż, której nigdy sobie nie wyobrażała. Podążanie za papierowymi sercami jest najbardziej spontaniczną rzeczą, jaką Ella kiedykolwiek zrobiła… Ale czy znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania?”
Początek „11 papierowych serc” ukazuje główną bohaterkę jako członkinię wrednych dziewczyn. Nie zachęca to do czytania, choć w kolejnych rozdziałach autorka próbuje nas przekonać, że koleżanki nie są takie złe (bywały pomocne, miłe i poprawiały bohaterce humor bla bla bla). Pokazuje to też największy problem tej książki – wszystko jest nam opowiadane a nie pokazywane. Dopiero na 56 stronie zaczyna się realna fabuła – poszukiwanie papierowych serc. Następnie poznajemy chłopaka z biblioteki (Andy), jest uroczy i szczerze olałabym dla niego te papierowe serca.  Dostajemy też (jedną) naprawdę zabawną scenę pomyłki (książki) w bibliotece. Niestety nasza główna bohaterka jest idiotką i kiedy już robi się uroczo musi to spierniczyć i pisać z byłym a potem jest zdziwiona, że czuje się zazdrosna, choć sama gra na dwa fronty. Historia jako całość jest całkiem urocza. Koncept papierowych serc jest naprawdę fajny, czyta się przyjemnie, tylko momentami książka jest okrutnie przegadana. Pojawia się mnóstwo niepotrzebnych opisów prozaicznych czynności np. szukania stroju, pisania w notatniku czy kolacji z rodziną (autorce nie chciało się nawet wymyślić żartu opowiadanego przez ojca). Spodziewałam się czegoś więcej po tej historii. Samo zakończenie też jest bardzo skrótowe przez co nie wywołuje żadnych emocji – niewykorzystany potencjał.
„11 papierowych serc” muszę określić mianem rozczarowania.
Ocena: 4/10