09 listopada 2024

Recenzja: Kristin Cast & P. C. Cast – Dom Nocy – Ujawniona

Zbliżamy się do końca serii, która wydawała się nie mieć końca.
„Drastycznie odmieniona Neferet jest teraz bardziej niebezpieczna niż kiedykolwiek wcześniej, a jej żądza zemsty wywołuje panikę w społeczności ludzkiej i chaos w Domu Nocy. Potworne morderstwo przypominające atak wampira kładzie się cieniem na relacje między ludźmi i mieszkańcami campusu. Tymczasem Zoey znów zmaga się z problemami osobistymi, a jednocześnie musi stawić czoła potężnej nieśmiertelnej sile, która zagraża światu. Czy zdoła powstrzymać złe moce, zanim rozpęta się prawdziwa wojna? W przedostatnim tomie bestsellerowego cyklu gra toczy się o coś więcej niż tylko przetrwanie Domu Nocy – tym razem zagrożone są życie i dusza Zoey.”
Jedenastą część rozpoczynamy targami w Domu Nocy i szok dostaliśmy tygodniowy przeskok czasowy. Nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi, ale cieszę się, że autorki nie męczyły nas opisami przygotowań. Mniej raduje mnie zaś powrót Neferet. Choć w tej części jej perspektywa odnosi się w dużym stopniu do przeszłości, co jest zdecydowanie lepsze od standardowego wysłuchania o jej planach to i tak jej wątek się dłuży. Zdecydowanie dwanaście tomów to za dużo jak na jednego złoczyńcę. Drugą spawą jest Zoey, która zaczyna się zmieniać, co jest dość zrozumiałe szkoda tylko, że na gorsze (albo raczej głupsze). Mam tutaj na myśli fakt, że po takich ‘przygodach’ powinna nauczyć się bardziej polegać na Afrodycie i jej wizjach oraz wiedzieć, że jeśli coś robi aka ukrywa to dla jej dobra. Zresztą sama tak robiła, więc wychodzi na całkowitą egoistkę i idiotkę do entej w wielu innych sprawach. Jedyną rzeczą, jaką mogę obronić w postaci Zoey jest jej irytacja, bo powstrzymanie Neferet naprawdę ciągnie się w nieskończoność. Do tego dochodzi nieszczęsny powrót trójkąta pseudo miłosnego. Na szczęście reszta romansów nie jest tak zrąbana. Przyjemnie śledzi się zarówno Afrodytę i Dariusa, Stevie i Rephaima jak i innych. Liczę na plot twist, że Stark i Aurox-Heath oleją Zoey – to byłoby najlepsze zakończenie. Na plus tej części są również rozmowy Kalony z Erebem oraz sama Tanatos, która wprowadza zaskoczenie swoimi decyzjami i jest naprawdę ciekawą postacią. Nawet Aurox w tej części doczekał się jednej fajnej scenki. Trochę polepszyła moją opinię o jego perspektywie, która uważam zazwyczaj za bezsensowną. Poza tym nie mamy w tym tomie wielkich wydarzeń ani rytuałów, a przygotowania do ostatecznej bitwy wychodzą autorkom średnio. To kolejny przeciętny tom, choć nadal podtrzymuję, że czyta się to wyjątkowo przyjemnie.
Ocena: 5/10

01 listopada 2024

Recenzja: Wednesday

Serial z 2022 roku składający się z 8 odcinków (standardowo po 45 minut + napisy końcowe). To komedia grozy oparta na postaciach stworzonych przez Charlesa Addamsa. Serial miał kilku reżyserów, co widać – momentami „klimat” się zmienia, nie jest to do końca minus – po prostu nierówność, która powinna zostać poprawiona w postprodukcji (albo zwyczajnie lepiej przemyślana).
„Makabrycznie bystra i sarkastyczna Wednesday Addams prowadzi śledztwo w sprawie serii zabójstw, przysparzając sobie nowych przyjaciół — i wrogów — w Akademii Nevermore.”
Serial zaczyna się dość specyficznie i szybko (nie każdemu się to spodoba), ale to dobre wprowadzenie do całości. Fabuła jest prosta (czasami wręcz przewidywalna), ale wciągająca i mająca swój urok. Jako komedia grozy sprawdza się naprawdę nieźle. Koncepcja kontrastu została fajnie wykorzystana. Zarówno wizualnie (np. pokój dziewczyn) oraz psychologicznie (np. ekstra- i introwersja bohaterek). Relacja Wednesday i Enid jest dobrym elementem serialu (nie idealnym, ale dobrze wykreowanym). Niestety rodzice nie są tak charyzmatyczni jak w starszej wersji, przez co (5 odcinek) poświęcony przeszłości jest najnudniejszym elementem serialu. Szkoda – to zmarnowany potencjał. Jako postacie poboczne są (wyłącznie) do zaakceptowania. Wyjątkiem jest wujek, który choć pojawia się tylko na moment jest ciekawym urozmaiceniem Addamsów. Samo zakończenie serialu jest lekko rozczarowujące (z wyjątkiem pszczelarza). Potwór jest ciekawie wykreowany, ale nie kupuję jego „wyznania” (czułam cringe) – zdecydowanie bardziej podobała mi się myśl jego „nieświadomości”. Akcja serialu jest dobrze zbudowana, choć momentami chciałabym spowolnienia i mocniejszego podbudowania napięcia. Podobny problem miałam w kontekście „emocjonalnych” scen, które jak dla mnie nie działają w tym serialu. Poza tym prostu przyjemnie się to oglądało. Najwyraźniej zdarza się Netflixowi stworzyć coś dobrego.
Ocena: 7/10