Bardzo długo nie
mogłam się zebrać do napisania czegokolwiek o tym serialu. Przez ten czas widziałam
wiele skrajnie różnych opinii. Moja leży chyba gdzieś po środku, ale nie
spodziewajcie się w niej za wielu pochwał. Serial od Netflixa okazał się
dokładnie taki jak przypuszczałam – przeciętny.
„Geralt z Rivii,
zmutowany łowca potworów, podąża ścieżką przeznaczenia w świecie, gdzie
ludzie często okazują się gorsi niż najstraszniejsze monstra.”
Drewniane dialogi i przeskoki
między wątkami to dwa pierwsze określenia, które przychodzą mi na myśl po
obejrzeniu serialu. Pomimo tego, że jestem dobrze zaznajomiona z uniwersum
„Wiedźmina” momentami marszczyłam czoło (potem często okazywało się, że to był
kolejny przeskok do innego wątku i czasu akcji). Na papierze pokazanie trzech
linii fabularnych równocześnie mogło wydawać się ciekawe, jednak w efekcie
końcowym to po prostu nie wyszło za dobrze. Wolałabym, aby jeden odcinek był poświęcony jednemu
bohaterowi / wątkowi, a nie skakano, co dwie minuty między nimi, i to jeszcze w
tak chaotyczny sposób. Jednak najbardziej drażniącym elementem serialu były dla
mnie teatralne ustawienia kamer przy rozmowach bohaterów. Kamera na pierwszego mówiącego
potem na drugiego i tak z powrotem. Przeciwieństwem do tego były płynne sceny walki
(jakby kręciły to dwie różne ekipy). Bitwa o Wzgórze
Sodden w finałowym epizodzie była naprawdę świetna. Jedynym problemem bitew w
serialu były zbroje Nifgardczyków, które
aż kuły w oczy. Zbroje,
tych budzących strach wojowników wyglądały jakby były zrobione z czarnej bibuły.
Naprawdę współczuję
osobom, które sięgnęły po ten serial przed książką. Mam nadzieję, że jednak nie
zniechęcą się do „Wiedźmina” i sięgną po serie, w której odkryją wiele smaczków
i przede wszystkim mroczny klimat, którego tutaj tak mi zabrakło. Wynika to
głownie z braku jakiejkolwiek pracy światłem, nijakiej muzyki oraz czystości,
której nie powinno być. „Wiedźmin” aż prosi się o mrok, brud i przemoc. A
momentami widziałam przed sobą lalusia grającego gbura. Cavill od początku nie
pasował mi do tej roli, a po obejrzeniu serialu jeszcze bardziej się do niego
zniechęciłam. Już nawet nie chodzi mi o te brzydkie czarne oczy, zamiast
wilczych źrenic czy medalion, który wygląda jak tania moneta, ale coś w
aparycji i ruchach aktora mnie drażniło i nie pasowało mi do granej przez niego
roli Geralta. Nawet przezabawny fragment z Jaskrem w drugim odcinku, nie zatrze
złego wrażenia, jakie na mnie wywarł Cavill. Bard też nie był idealną postacią,
ale znośną. Choć fakt, że twórcy nie postarali się o nic więcej poza „daj
grosza Wiedźminowi” nie zachwyca.
Wątek Ciri to chyba jednak
największa kula u nogi serialu. Przy całej sympatii do grającej ją Freyi Allan
i samej postaci Lwiątka z Cintry, powinna ona dostać w serialu rolę, co
najwyżej drugoplanową. Obserwowanie biegającej w kółko bohaterki jest, mówiąc
wprost nudne. Do tego dochodzi fakt, iż twórcy nie raczyli rozwinąć relacji
łączącej Ciri z Geraltem. Przy samej przepowiedni tak „emocjonalne” spotkanie
wydaje się denne i naciągane. Zawiodłam się na tej „parze”. Tak samo jak na zupełnie
nietrafionej kreacji postaci Triss. Mimo tego to właśnie postacie drugoplanowe czy
trzecioplanowe ratują cały serial. Kreacja postaci Jeża oraz cała jego historia
łącznie z efektami specjalnymi była cudownie zrealizowana. A lwia królowa to mistrzostwo! Jodhi
May zauroczyła mnie całkowicie. Kalante jest najbardziej barwną i wyrazistą
postacią w całym serialu Netflixa.
Pozytywnym
zaskoczeniem był dla mnie również wątek Yennefer. Miałam naprawdę wielkie obawy
względem „pani z chupa chupsem”, ale zostałam mile zaskoczona. Jej historia
pokazana była całkiem ciekawie, a „przemiana” zrobiła na mnie o wiele większe
wrażenie niż jakakolwiek inna scena walki czy magii. Nawet potwory w większości
wyglądają dobrze. Problem jest tylko z dwoma – strzygą i smokiem. Strzyga
bardziej przypomina porońca, niż jednego z najstraszniejszych potworów ze
słowiańskich legend. A smokowi bliżej do jaszczurki. Teraz zastanawiam się, co
lepsze polski bajkowy smok czy netflixowa jaszczurka. Najwyraźniej stworzenie
smoka nie jest takie łatwe.
Zdecydowanie nie jest
to produkcja, do której się wraca jak np. stara wersja „Władcy
Pierścieni”. Netflixowego „Wiedźmina” ogląda się przyjemnie, pod warunkiem, że
podejdziemy do niego z przymrużeniem oka. To po prostu strasznie chaotyczny, teatralny
serial, ale nie najgorszy.
Ocena: 5/10
Wieśka obejrzałam za jednym razem i wpadłam. Potem przyszła kolej na książki i na grę. Faktycznie, linia czasowa była naprawdę zawiła. Chłopak mi tłumaczył większość (bo wcześniej nie znałam książek), ale już już zrozumiałam, co i jak, serial naprawdę wydawał się świetny. Tylko Yennefer mnie trochę irytowała, ta jej ciągle pełna bólu twarz...
OdpowiedzUsuńwww.pomistrzowsku.blogspot.com
To tak trochę przeciwnie do mnie :)
UsuńNo proszę, nie spodziewałam się takiej przeciętnej oceny. Widocznie nie wszystko co "wiedźminowskie" jest dobre. Co do serialu, oglądał go mój brat. Ja czytałam kiedyś książki Sapkowskiego, niemniej jednak chcę kiedyś skontrastować je z ekranizacją. WIem teraz, że za wiele oczekiwać od niej nie powinnam.
OdpowiedzUsuńNiestety Netflix się nie popisał, ale bardzo źle nie było - bardziej polecam obejrzeć np. Wiedźmin Fan Film na you tube :)
UsuńMnie w ogóle nie ciągnie do tego serialu, widać, że nie bez powodu ;)
OdpowiedzUsuńU mnie ciekawość zwyciężyła :)
UsuńDla tej produkcji zmieniłam zdanie i obejrzałam odcinkowe wydanie..osobiście mi się podobała, aczkolwiek miałam inne wyrażenia (książki czytałam)...pomimo wszystko czekam na drugi sezon, który niestety się opóźni.
OdpowiedzUsuńNiespecjalnie wyczekuję kontynuacji, ale może ją obejrzę... zobaczymy :)
UsuńJa Cię tak bardzo przepraszam, ale ja tak nie lubię wiedźmina, iż nie będę się wypowiadać na ten temat. ;)
OdpowiedzUsuńKażdy ma różne gusta :)
UsuńNie widziałam. Mój mąż po obejrzeniu pierwszego odcinka wyśmiał serial i odradził... Dlatego póki co nie planuję oglądania.
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobne opinie o serialu co mąż tyle, że wytrwałam do końca :)
UsuńKocham Wiedźmina, planuję serial, ale się boję, że szlag mnie trafi podczas oglądania. Jeszcze jak tak czytam twoją opinię to coraz bardziej się przychylam, że mnie trafi :D
OdpowiedzUsuńMożliwe ^^ choć nie ma aż tak źle :)
Usuńnie oglądałam jeszcze, ale pewnie kiedyś się skuszę :) póki co nie przeczytałam całej serii książek o Wiedźminie. Będąc w liceum czytałam "Krew Elfów" ale nic już z tej książki nie pamiętam :P
OdpowiedzUsuńKsiążki jak najbardziej warto nadrobić serial niekoniecznie :)
UsuńJestem w nielicznej grupie ludzi, którzy nie lubią Wiedźmina :p
OdpowiedzUsuńW kontekście serialu nie masz co żałować :)
UsuńNie czytałam , więc nie wiem czy sięgać po ekranizację, wolę najpierw czytać, a później oglądać :)
OdpowiedzUsuńDobra decyzja ^^ książki są świetne :)
UsuńDobra recenzja. Mimo iż Wiedźmina książkowego uwielbiam to średnio mnie ciągnie do serialu i ciągle odkładam go na potem ;p chyba prędzej skuszę się na grę (chociaż grać nie lubię ;p)
OdpowiedzUsuńTeż kocham książkowego Wiedźmina a w gry troszkę grałam i polecam a Netflixa odradzam :/
UsuńKsiążek nie czytałam, grać nie grałam, ale serial obejrzałam i nawet mi się podobał, chociaż przeskoki mnie irytowały :)
OdpowiedzUsuńNo to książki polecam, gry też i również Pół wieku poezji później :)
UsuńMnie do tego kompletnie nie ciagnie - nie jest to mój gatunek :)
OdpowiedzUsuńNiespecjalnie masz co żałować :)
UsuńMiałam ogólne nieco bardziej pozytywne wrażenia po serialu, chociaż linie czasowe doprowadzały mnie to szału, ale na przykład zupełnie nie przeszkadzał mi Cavill w roli Wiedźmina, za to z drugiej strony nie przekonała mnie do siebie Yennefer ani trochę. Być może z pewnego punktu widzenia, to że serial wywołuje tak skrajne refleksje u widzów to jest jakieś osiągnięcie.
OdpowiedzUsuńTy Cavill ja Yen ^^ przeciwne reakcje :D
UsuńZ tej recenzji wynika, że mamy podobne zdanie :)
OdpowiedzUsuńHaha ^^ świetnie :)
Usuń